Onkokosmetyki z naukowej półki
Trzy chemiczki z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu opracowały skład kremu przeznaczonego dla osób po leczeniu czerniaka, których skóra potrzebuje nawilżenia i uelastycznienia. Kosmetyk dopiero za kilka tygodni pojawi się w sprzedaży, a już zbiera nagrody na imprezach branżowych.
Czerniak jest jednym z najbardziej agresywnych nowotworów skóry. Chorują na niego ludzie na całym świecie. Tylko w Polsce rocznie notuje się około 2,5 - 3 tys. zachorowań zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn, z czego około 1,5 tys. wykrywanych jest w stadium zaawansowanym lub rozsianym.
Lekarze szacują, że liczba czerniaków podwaja się co 10 lat. Jak podają na swoich stronach internetowych wojewódzkie stacje sanitarno-epidemiologiczne, szczególnie zagrożone chorobą są osoby: o jasnej karnacji, rudych lub blond włosach, niebieskich oczach, licznych piegach, o dużej liczbie znamion barwnikowych, znamion w miejscach drażnienia, które doznały oparzeń słonecznych, zwłaszcza w dzieciństwie, słabo tolerujące słońce, opalające się z dużym trudem lub wcale, przebywające w pełnym słońcu dłużej niż godzinę dziennie, u których w rodzinie występowały przypadki czerniaka lub innych nowotworów skóry, korzystające z solarium.
– W przypadku nowotworów w początkowym stadium rozwoju usuwany jest fragment skóry z marginesem zdrowej tkanki – tłumaczy dr Justyna Kozłowska z Katedry Chemii Biomateriałów i Kosmetyków Wydziału Chemii UMK. – Po zabiegu miejsce ingerencji chirurgicznej zostaje zabezpieczone jałowym opatrunkiem oraz zabandażowane. Dochodzi wówczas do naturalnych procesów regeneracji tkanki. Niezwykle ważna jest pielęgnacja po usunięciu zmiany nowotworowej. Skórę należy wówczas intensywnie nawilżać, by wzmocnić barierę naskórkową i przywrócić jej elastyczność.
Onkokosmetyki
W Polsce nie ma ściśle określonych warunków, procedur, wymagań prawnych, które musiałby spełnić kosmetyk, by nazwać go onkologicznym. Dlatego nazwa "kosmetyki onkologiczne" została nadana grupie produktów nie ze względu na ich skład czy działanie, ale by określić grupę docelową osób, do których są skierowane – w trakcie, lub po leczeniu onkologicznym. – Analizując rynek, zauważyłyśmy, że jeśli chodzi o skład, preparaty dostępne w tej kategorii tak naprawdę niewiele różnią się od innych zwykłych kremów czy emulsji pielęgnacyjno-nawilżających – mówi dr Beata Kaczmarek–Szczepańska z Katedry Chemii Biomateriałów i Kosmetyków Wydziału Chemii UMK. – Nie oceniam, czy są dobre czy złe. Podkreślam jedynie, że analiza ich składu przez specjalistki pokazała, że działają głównie nawilżająco, co nie jest szczególnym osiągnięciem, bo to właściwość większości kosmetyków.
Pomysł na produkcję specjalistycznego kremu zrodził się przypadkiem. Dr Kaczmarek–Szczepańska prowadziła badania związków naturalnych o działaniu przeciwnowotworowym. W ich trakcie okazało się, że znalazła taki, który w określonym stężeniu hamuje rozwój czerniaka. Chemiczki na razie nie chcą zdradzać, co to za związek.
W badaniach laboratoryjnych zaobserwowałyśmy, że zahamował on żywotność komórek czerniaka (melanoma) i zmniejszył ich proliferację (mnożenie się – red.), natomiast komórki zdrowe rozwijały się normalnie – mówi chemiczka. – To naturalny związek pochodzenia roślinnego, stosowany już w kosmetykach. W literaturze naukowej znajdziemy informacje, że wykazuje działanie przeciwnowotworowe. Ale to nie jest lek, chodzi nam tylko o pielęgnację skóry. Można powiedzieć, że zaprezentujemy znany już surowiec w nowej odsłonie.
Na tej podstawie powstała koncepcja wyprodukowania specjalistycznej emulsji. Gdy dodatkowo pojawiła się możliwość sfinansowania dalszych prac przez Centrum Przedsiębiorczości Akademickiej i Transferu Technologii UMK w ramach programu Inkubator Innowacyjności 4.0, badaczki postanowiły skomercjalizować wyniki eksperymentu. Uczelnia zgłosiła główny składnik kosmetyku do patentu międzynarodowego, a emulsja obecnie jest już na ósmym poziomie gotowości technologicznej. - To dziewięciopunktowa skala, w której ostatni poziom jest równoznaczny z wprowadzeniem produktu na rynek – tłumaczy dr Joanna Skopińska-Wiśniewska z Katedry Chemii Biomateriałów i Kosmetyków Wydziału Chemii UMK. – My już do niego zmierzamy: planujemy produkcję, projektujemy etykietę i myślimy o marketingu. To ostatnia prosta, która dla nas jest chyba najtrudniejsza, bo trzeba dograć najwięcej czynników.
Badaczki przyznają, że projekt rozpoczęły na czwartym poziomie gotowości technologicznej. Gdy zaczęły myśleć o komercjalizacji swoich odkryć, miały opracowaną recepturę kremu, jego "prototyp". Później zleciły akredytowanemu laboratorium wszystkie badania niezbędne do raportu bezpieczeństwa produktu. Niektóre z nich mogły wykonać samodzielnie, ale nie chciały, żeby ktoś mógł podważyć ich autentyczność.
W kolejnych etapach chemiczki określiły grupę docelową, zleciły firmie zewnętrznej przygotowanie analizy rynku, poznały konkurencję. Wiedzą, że ona istnieje, ale jej produkty to przede wszystkim kosmetyki nawilżające, delikatnie kojące, ale bez "bonusa", którym jest związek obecny w produkcie opracowanym przez naukowczynie z UMK. – Wiedziałyśmy, kto jest naszą konkurencją, miałyśmy wyceniony wynalazek, wiedziałyśmy, gdzie się plasujemy i pozostało podjęcie decyzji, co chcemy zrobić z tą wiedzą – mówi dr Kozłowska. – Zdecydowałyśmy, że jako spółka podejmiemy się wprowadzenia emulsji na rynek.
Preparat nie będzie tani, m.in. dlatego, że chemiczki postanowiły zlecić zaawansowane badania działania drażniącego na sztucznej skórze. – Ze względu na cenę tych badań niewiele produktów może się takimi pochwalić – mówi dr Kaczmarek-Szczepańska. – Kosmetyki nie mogą być testowane na zwierzętach, dlatego – żeby potwierdzić ich bezpieczeństwo – prowadzi się badania z wykorzystaniem sztucznej skóry. To nie jest wymóg, ale dodatkowa zaleta, potwierdzenie dla klienta, że kosmetyk nie wykazuje działania drażniącego. Tak naprawdę przetestowałyśmy wszystko, co było można i jesteśmy pewne, że nasz krem jest bezpieczny dla osób z delikatną skórą, wymagającą dobrego nawilżenia.
To nie lek
Krem skomponowany przez badaczki z UMK nie jest lekiem i nie można traktować jego stosowania jako profilaktyki czerniaka. Zmiany skórne należy sprawdzać i konsultować z lekarzami. Natomiast związek zawarty w produkcie, co udowodniono w badaniach, hamuje rozwój czerniaka. Dlatego emulsją mogą zainteresować się osoby z wyciętymi zmianami skórnymi oraz te z obciążeniem genetycznym czerniakiem. Wśród klientów z pewnością znajdą się też chorzy po radio- i chemioterapii, które powodują, że skóra jest bardzo wrażliwa, delikatna i sucha.
Przyczynia się to do dyskomfortu u chorych, a nasz produkt jest w stanie go zredukować – tłumaczy dr Skopińska-Wiśniewska. – Będzie o tym mówić deklaracja marketingowa na opakowaniu.
Preparatu mogą używać również osoby bez żadnych obciążeń i zmian skórnych. – Porównywałam próbki z produktami komercyjnymi dostępnymi na rynku, nasz produkt naprawdę ma bardzo dobre działanie nawilżające – zapewnia dr Kaczmarek–Szczepańska.
Na cenę kremu wpływają też koszty surowców, które szczególnie ostatnio bardzo szybko się zmieniają. – Zaczynając projekt myślałyśmy o zupełnie innych kwotach – przyznaje dr Skopińska-Wiśniewska. – W ciągu dwóch lat obserwowałyśmy przewrót na rynku. Drożeją surowce, opakowania, odczynniki chemiczne, utylizacja i produkcja. Musimy to wszystko policzyć, sprawdzić, ile finalnie będzie kosztowała produkcja i dopiero wtedy poznamy ostateczną cenę emulsji.
Krem onkologiczny autorstwa chemiczek wyprodukuje i wypuści na rynek spółka spin-off UMK – NatChemLab sp. z o.o. Ma ona podpisaną umowę licencyjną z toruńskim uniwersytetem na wyłączne wykorzystanie przedmiotu patentu. Emulsja będzie produkowana na zlecenie przez firmę zewnętrzną. Naukowczynie nie chcą ograniczać się jedynie do rynku lokalnego, dlatego krem będzie sprzedawany przez internet.
Przed ekspansją na sklepowe półki i do sieci kosmetyk musiał przejść szereg badań. Najważniejsze są te mikrobiologiczne, w których sprawdza się czystość mikrobiologiczną, bezpieczeństwo, dobór układu konserwującego. Wymagane są też testy stabilności, czyli sprawdzenie, czy produkt może być przechowywany i bezpiecznie stosowany w określonym czasie. Prowadzi się również badania aplikacyjne pokazujące, jak zmieniają się parametry skóry po zastosowaniu danego produktu. Wszystko to reguluje rozporządzenie Unii Europejskiej nr 1223/2009 dotyczące produktów kosmetycznych.
Aby wprowadzić kosmetyk na rynek, trzeba go zarejestrować, przygotować raport bezpieczeństwa i wprowadzić do portalu notyfikacji produktów kosmetycznych. Te formalności, dla nas chemiczek, są chyba najtrudniejsze, dlatego wiele kwestii konsultowałyśmy z ekspertami w tej dziedzinie – mówi dr Kozłowska.
"Kremu onkologicznego do pielęgnacji skóry dla osób po usunięciu zmian nowotworowych skóry" nie ma jeszcze na rynku, a już zbiera prestiżowe nagrody. W ubiegłym roku podczas międzynarodowych targów E-NNOVATE 2022 dostał złoty medal oraz nagrodę specjalną – Best National Innovation Award (najlepszy polski wynalazek). Dodatkowo pod koniec ubiegłego roku NatChemLab jako przedsiębiorstwo akademickie otrzymał tytuł Lidera Innowacji Pomorza i Kujaw.
Chemiczki z UMK planują już kolejne działania. Krem, który za kilka tygodni pojawi się w sprzedaży, jest przeznaczony do stosowania miejscowego. Linia NatChemLab Cosmetics w przyszłości ma powiększyć się o dwa kolejne produkty: balsam do ciała i kosmetyk tonizujący w formie roztworu, nie emulsji. – Kolejne produkty na pewno też będą wysokospecjalistyczne, ponieważ zależy nam na wdrażaniu na rynek naukowych rozwiązań – zapewniają badaczki i dodają, że pracując nad kolejnymi preparatami, będą dbać o naturalność, planetę, środowisko. Bliska jest im idea zero waste. Przyznają, że nie interesują ich produkty głównego nurtu, szukają własnych rozwiązań i śledzą światowe trendy kosmetyczne. Chemiczki chcą też walczyć z mitami dotyczącymi kosmetyków. Na stronie spółki zamierzają publikować artykuły demaskujące nieuczciwe chwyty marketingowe. – Ostatnio na wielu opakowaniach można przeczytać, że kosmetyk niemal w całości powstał ze składników naturalnych, ale trzeba pamiętać, że często nawet 80% lub więcej jego składu to woda – tłumaczy dr Kaczmarek–Szczepańska.
– Często pytam studentki i studentów, ilu kosmetyków używają – dodaje dr Skopińska-Wiśniewska. Przeważnie odpowiedzi oscylują wokół 15 i nie chodzi tu o panie robiące bogaty, wieczorowy makijaż, tylko o zwykłą studencką łazienkę. W każdej uzbiera się 10-12 kosmetyków. Proszę pomyśleć, ile to opakowań, ile plastiku. Chcemy to zmieniać.