
Drugie życie pierwszej księgi
Przygotowany, wydrukowany i wydany w połowie XV w. przez Johannesa Gutenberga w Moguncji egzemplarz Biblii – jedyny w Polsce – badał, konserwował i digitalizował zespół naukowców z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Dwutomowe dzieło jest własnością Muzeum Diecezjalnego w Pelplinie.
Biblia Gutenberga, zwana też Biblią Czterdziestodwuwierszową, to dwutomowe dzieło, wykonane za pomocą prasy drukarskiej przy użyciu ruchomych metalowych czcionek. Na niemal tysiąc trzystu stronach zawiera tekst Pisma Świętego w łacińskim przekładzie św. Hieronima. Naukowcom nie udało się dokładnie ustalić, z którego roku pochodzi pelpliński egzemplarz. Wiadomo na pewno, że jest to editio princeps (pierwsze wydanie, pierwodruk) z lat 1452-1455. Nakład tego historycznego dzieła (uznawanego za pierwszą drukowaną książkę w historii) liczył prawdopodobnie sto osiemdziesiąt egzemplarzy, z których do naszych czasów przetrwało jedynie czterdzieści osiem. Większość z tych zachowanych zostało wydrukowanych na papierze, kilkanaście – na pergaminie. Jedynie 17 istniejących egzemplarzy przetrwało jako dwutomowe komplety. – W tym, że pelplińska Biblia jest egzemplarzem tzw. prototypicznym, utwierdziło nas niezwykle szerokie, multispektralne obrazowanie, które zastosowaliśmy do badań tego zabytku – mówi dr hab. Juliusz Raczkowski, prof. UMK z Wydziału Sztuk Pięknych, koordynator projektu "Ratujemy Pelplińską Biblię Gutenberga". – Widać, że są miejsca, w których farba się nie odcisnęła, czyli drukarze nie mieli jeszcze wprawy. Są one oczywiście pięknie zamarkowane. Gutenberg musiał skorzystać z umiejętności doświadczonego kaligrafa, który miał świetnie wprawioną rękę i inkaustem uzupełniał braki. Istnieją miejsca, w których widać ślady szybkiego dosuszania farby tamponem. Jest też odcisk palca – pytanie, czy należącego do Gutenberga, Johanna Fusta (wspólnika Gutenberga) czy Petera Schöffera (drukarza, ucznia Gutenberga). To wszystko świadczy o tym, że to jest jeden z pierwszych papierowych egzemplarzy, który zszedł z prasy drukarskiej.

fot. Archiwum projektu "Ratujemy Pelplińską Biblię Gutenberga"
Odcisk palca to niejedyny defekt pelplińskiej Biblii. Na dolnym marginesie karty 46r widnieje odcisk czcionki, która wypadła z prasy. Ten drobny wypadek przy pracy po wiekach jest wyjątkowym świadectwem procesu druku - dokumentem kształtu i wymiaru pierwszych ruchomych czcionek w historii, z których żadna nie dotrwała do naszych czasów. To on między innymi znacznie podnosi wartość materialną woluminu.
Niezwykła historia
Znajdujące się w Polsce wydanie Biblii najprawdopodobniej pochodzi z tzw. fondu uposażeniowego biskupa chełmińskiego Mikołaja Chrapickiego dla lubawskich bernardynów, których sprowadzono z Saalfeld w Saksonii w 1502 roku. Biskup ze swojego prywatnego księgozbioru podarował nowemu klasztorowi część inkunabułów i rękopisów – wyjaśnia prof. Raczkowski. – A miał bardzo dużą bibliotekę, gdyż należał do ówczesnej elity intelektualnej (w tym okresie działało dwóch takich dostojników, obaj z Torunia: Chrapicki na stolcu chełmińskim i Łukasz Watzenrode na warmińskim). Potwierdza to inny inkunabuł ze zbiorów pelplińskich, z oryginalnym wpisem bp. Chrapickiego na pierwszej karcie, informujący, że ofiarowuje on kodeks klasztorowi franciszkanów reformatów. Uważamy, że także Biblia właśnie w ten sposób trafiła do biblioteki zakonnej, ponieważ w jej pierwszym tomie widnieje wpis "pro loco lubaviensi", określany przez paleografów jako wczesnonowożytny, czyli z II połowy XVI w. poświadczający, że ta księga była wówczas w Lubawie.
Po sekularyzacji państwa krzyżackiego, w świeckich Prusach, dominującym wyznaniem stał się luteranizm. Liczba katolików spadała, a klasztor lubawski z roku na rok podupadał. W 1564 r. umarł ostatni zakonnik, sprzęt kościelny przeniesiono do zamku biskupiego w Lubawie, a konwent zamknięto. Stał pusty do 1580 r., kiedy to biskup chełmiński Piotr Kostka sprowadził do klasztoru nowych zakonników, tym razem z prowincji polskiej. Pod koniec XVIII w. i w wieku XIX władze pruskie przeprowadziły kasatę zakonów. W latach 1773–1900 zlikwidowano wszystkie klasztory męskie (120) i prawie 75 proc. żeńskich (66). Taki los spotkał też franciszkanów reformatów w Lubawie. Na szczęście w 1821 r. papież Pius VII wytyczył nowe granice diecezji w państwie pruskim. Diecezja chełmińska została znacznie powiększona, a stolica biskupstwa w 1824 r. przeniesiona do Pelplina. Tam też osiadł nowy biskup chełmiński, Ignacy Stanisław Matthy, który szczególną troską otaczał seminarium chełmińskie, relokowane do Pelplina w 1829 r. Rozpoczął on starania o pozyskanie zbiorów bibliotecznych po skasowanych klasztorach. W ten sposób Biblia Gutenberga w 1833 r. trafiła do biblioteki seminaryjnej diecezji chełmińskiej. – Biblia została opisana, a na pierwszej karcie tomu drugiego zachowała się najstarsza sygnatura diecezjalna, C19 – informuje prof. Raczkowski. – Na tym jednak tułaczka woluminu się nie skończyła.

fot. Piotr Kurek, Tomasz Dorawa
Tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej, pod koniec sierpnia 1939 r., ks. dr Antoni Liedtke wywiózł oba tomy Biblii do Warszawy i zdeponował w sejfie Banku Gospodarstwa Krajowego. Z Warszawy trafiły do Biblioteki Polskiej w Paryżu, gdzie opiekę nad nimi przejął dr Karol Estreicher. Z Francji księgi na pokładzie statku Chorzów popłynęły do Anglii, a następnie statkiem Batory do Kanady. Po 20-letniej tułaczce, 3 lutego 1959 r., woluminy wróciły do Warszawy, a 24 lutego Biblia została oddana prawowitym właścicielom. Dzień później ks. Liedtke przywiózł ją do Pelplina i złożył w specjalnie zamówionej szafie pancernej. Przeleżała w niej jako skarb biblioteki seminaryjnej do lat 80. XX w. W 1982 r. ks. dr Roman Ciecholewski, mianowany wówczas dyrektorem Muzeum Diecezjalnego, otrzymał zadanie scalenia rozproszonych zbiorów oraz ich pełnej inwentaryzacji. Przez niecałe 10 lat muzeum eksponowało Biblię w oryginale, po czym wolumin znów powędrował do szafy. W latach 2002-2003 powstało jego faksymile i od tego czasu tylko ono było wystawiane, a oryginał można było podziwiać jedynie w czasie ważnych wydarzeń, związanych z historią Pelplina lub diecezji. Coraz częściej było jednak słychać głosy, by jeden z najcenniejszych zabytków piśmiennictwa w Polsce wyjąć ze skarbca. – Decyzją ks. biskupa Ryszarda Kasyny została zwołana komisja naukowo-konserwatorska i już po pierwszych oględzinach wiedzieliśmy, że Biblia jest w nie najlepszym stanie – mówi prof. Raczkowski. – Pobraliśmy mikropróbki do wstępnych badań diagnozujących problem i okazało się, że księgi miejscami są w dramatycznym stanie. Dlatego rozpisaliśmy projekt "Ratujemy Pelplińską Biblię Gutenberga", bo żeby ją wyeksponować, trzeba było najpierw ją uratować.
Efekty tułaczki
W interdyscyplinarnych, międzydziedzinowych badaniach oraz pracach konserwatorskich i restauratorskich wzięło udział kilkudziesięciu naukowców oraz konserwatorów papieru, skóry i metalu z kraju i zagranicy. Oprócz licznej grupy badaczy z Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu w projekt zaangażowali się pracownicy Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, Katedry Mikrobiologii Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, Instytutu Mikrobiologii Uniwersytetu Warszawskiego, specjalistycznej badawczej spółki spin off Uniwersytetu Warszawskiego RDLS sp. z o.o., Pracowni Analiz Instrumentalnych przy Wydziale Chemii UMK w Toruniu; PCB Service w Pruszczu Gdańskim, Keyance Polska Warszawa i Centre for the Study of Manuscript Cultures/Cluster of Excellence/Understanding Written Artefacts, Universität Hamburg.

fot. Archiwum projektu "Ratujemy Pelplińską Biblię Gutenberga"
– Biblia, jak na tak stary obiekt, pierwszy inkunabuł, który zszedł z pierwszej prasy drukarskiej, wyglądała całkiem dobrze – twierdzi prof. Raczkowski. – Niestety, jak już wspomniałem, było to wrażenie pozorne. Po wnikliwej analizie i badaniach wiemy, że księgi nigdy nie przechodziły pełnych zabiegów konserwatorskich, stąd medium, na którym zostały wydrukowane, było w bardzo złym stanie: papier był zawilgocony, miejscami w stadium poważnego rozkładu. Gdyby ktoś nieumiejętnie przekładał strony, chwytając je w narożnikach, mógł zostać mu w rękach.
Nie ma się co dziwić. W 1939 r. pelpliński rymarz wykonał specjalną walizę, w której Biblia najpierw popłynęła z Francji do Anglii, później z Anglii do Kanady, a następnie przeleżała w niej kilkanaście lat w piwnicach Bank of Montreal w Ottawie. Po powrocie do Pelplina tylko raz opuściła granice miasteczka. Została przewieziona do Torunia na badanie tomografem komputerowym. "Wycieczka" trwała około pięciu godzin, a samo badanie przeprowadzono w Szpitalu Miejskim w godz. 5.00-6.30. Wolumin eskortował konwój z długą bronią, a trasę, dzień i godzinę przejazdu znało jedynie kilka osób.
Pod koniec lat 20. XX w. diecezja chełmińska przez chwilę rozważała sprzedaż swojej Biblii Gutenberga, aby zdobyć pieniądze na remont katedry i rozbudowę seminarium duchownego. Chociaż z tego pomysłu bardzo szybko się wycofano, podobno oferty opiewające na około milion dolarów, spływały do wybuchu II wojny światowej. Stąd nie dziwi, że po wkroczeniu do Polski, woluminów skrupulatnie szukali naziści, a po wojnie pojawiło się zapytanie z Kanady, czy oferta sprzedaży z 1929 r. jest nadal aktualna. Obecnie trudno nawet szacować, ile warta jest pelplińska Biblia Gutenberga. W internecie pojawiają się kwoty od 30 do 50 mln dolarów, ale trudno powiedzieć, na ile są one realne. Dla porównania w 2022 r. starodruk dzieła Mikołaja Kopernika De revolutionibus orbium coelestium sprzedano za 2,2 mln dolarów.
Domowe laboratorium
Poza badaniem tomograficznym wszystkie prace konserwatorskie były tak pomyślane, aby Biblia nie wyjeżdżała z Pelplina – żeby nie zmieniać jej warunków, nie narażać jej na dodatkowe uszkodzenia. Zespół z Hamburga, badający manuskrypty, przywiózł mobilny sprzęt naukowy (MoLab) warty miliony euro, a naukowcy rozbudowali i doposażyli pracownię konserwatorską w pelplińskiej Bibliotece Diecezjalnej. W efekcie to sprzęt badawczy przyjeżdżał do Biblii, a nie Biblia do laboratoriów.

fot. Archiwum projektu "Ratujemy Pelplińską Biblię Gutenberga"
– Po rozpoznaniu Biblii zorganizowaliśmy spotkanie z księdzem biskupem i poinformowaliśmy go, że chcielibyśmy zrealizować projekt konserwacji zachowawczej, z pełnym programem badawczym, naukowym, a potem upowszechniającym – opowiada prof. Raczkowski. – Nie chcieliśmy otrzymać w efekcie prac "nowej" Biblii - mamy przecież faksymile - chcieliśmy skupić się na procesach stabilizujących, zatrzymujących procesy niszczące, które w niej występowały. Chcieliśmy też zachować wszystkie historyczne elementy – znaki czasu – które ta księga w sobie zawiera. Koleżanki nawet nie usuwały niektórych zaplamień, bo to jest ślad historii, więc te, które nie szkodziły, zostały. Ktoś, kto się nie zna i porównałby woluminy przed i po konserwacji, stwierdziłby, że w zasadzie niewiele się różnią.
Naukowcy, a przede wszystkim naukowczynie z Katedry Konserwacji-Restauracji Papieru i Skóry Wydziału Sztuk Pięknych UMK wykonali niezwykle żmudną pracę, polegającą na pozbywaniu się wilgoci z kart. – O wcześniejszych pracach konserwatorskich nie wiemy prawie nic – mówi prof. Raczkowski. – Ustaliliśmy jedynie, że Biblia była dezynfekowana. Po przeprowadzeniu przez dr. hab. Tomasza Sawoszczuka, prof. UEK, innowacyjnych badań lotnych związków organicznych tzw. sztucznym nosem, udało się zidentyfikować preparat, którego wówczas użyto. Był on dosyć popularny w czasach PRL-u, miał charakterystyczny zapach, co dało się wyczuć, otwierając Biblię. Wolumin został osuszony, a nieprzyjemny zapach wyeliminowany. Wymagało to żmudnej pracy, wielokrotnego przekładania specjalnym materiałem poszczególnych stron, a obie księgi liczą ich aż 1300.

fot. Juliusz Raczkowski
W bardzo złym stanie były okładziny. – Biblię oprawiono w warsztacie introligatorskim Henryka Costera w Lubece – mówi prof. Raczkowski. – W okładzinach wykonano minimalne uzupełnienia ubytków, niezbędne do zachowania stabilności kodeksów, np. przy grzbietach, gdzie były narażone na uszkodzenia mechaniczne. Zostało to wykonane w taki sposób, żeby każdy widział, że było tu uzupełnienie, żeby nic nie udawało oryginału.
Naukowiec podkreśla, że pelplińska Biblia to jedyny egzemplarz na świecie, mający w całości uchwytną historię. O Biblii berlińskiej wiadomo na przykład, że pochodzi z biblioteki elektorów brandenburskich, ale jak tam trafiła – nie wiadomo. Mogła zostać zakupiona, choć to mało prawdopodobne, albo przejęta z nieznanego dziś, skasowanego klasztoru. – O naszej Biblii wiemy wszystko – zapewnia prof. Raczkowski. – Znamy pełen skład farby Gutenberga, wiemy, do czego używał ołowiu lub miedzi w farbie, czy to była sykatywa czy czernidło. Możemy odtworzyć krok po kroku proces twórczy. Wiemy, gdzie rosło i kiedy ścięto drzewo na okładziny, jesteśmy pewni, że Biblię oprawiono w Lubece, bo introligator "wytłoczył się" na okładzinach. Znamy historię ksiąg od momentu ich pojawienia się w Prusach Królewskich właściwie do dzisiaj. To jest ta niebywała wartość.

fot. Juliusz Raczkowski
Pierwszy etap projektu, obejmujący badania, konserwację, digitalizację i upublicznienie wirtualne oraz drugi, na który złożyły się integracja wyników badań, promocja, publikacja i upowszechnienie Biblii, trwały 3 lata i kosztowały ponad milion zł. Pierwszą fazę przedsięwzięcia finansowały wspólnie Fundacja ORLEN dla Pomorza i Fundacja PKO Banku Polskiego, część kosztów pokryła Diecezja Pelplińska. Drugi etap finansowała Fundacja ORLEN dla Pomorza przy 10-proc. wkładzie diecezji.