Historia zamknięta na kłódkę
10 arów sprawdzonej powierzchni, około 100 grobów odkrytych na dwóch cmentarzach: z przełomu X i XI w. oraz z XVII w., w tym szkielet kobiety z kłódką na palcu u nogi i sierpem przy szyi oraz dziecka pochowanego twarzą do ziemi – to efekty badań archeologicznych w Pniu koło Dąbrowy Chełmińskiej.
O tym, że w Pniu istniał cmentarz, wiadomo nie od dziś. Na udokumentowane znaleziska (dwa szkielety z ozdobami) natrafiono tam już w 1941 r. Później okoliczni mieszkańcy opowiadali, że gdy w latach 60. ubiegłego wieku budowano w Pniu PGR, również natrafiano na ludzkie kości. Przełom w badaniach nastąpił w 2005 r. Wtedy archeolodzy z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu założyli wykop sondażowy i rozpoczęli prace ratownicze, które miały zapobiec niszczeniu dawnego miejsca pochówków. Podczas wykopalisk okazało się, że w tym samym miejscu istnieją pozostałości dwóch cmentarzy: wczesnośredniowiecznego, datowanego na przełom X i XI w. oraz nowożytnego z XVII w.
Dziś, po kilku latach prac, trudno jednoznacznie stwierdzić, która nekropolia skrywała większe skarby. W starszej części badacze znaleźli bogato wyposażone groby, w których pochowano najprawdopodobniej wojownika, dwie kobiety oraz siedmioro dzieci. Poza tym odsłonięto unikatowy w skali Polski grób konia. W sumie przebadano 11 mogił komorowych z czasów Bolesława Chrobrego lub Mieszka II. W trakcie badań w latach 2005-2009 oprócz grobów ze średniowiecza archeolodzy wyeksplorowali 57 grobów nowożytnych ułożonych na trzech poziomach. Jednak bomba wybuchła dopiero w ubiegłym roku. Naukowcy z UMK odkryli bowiem szkielet młodej kobiety z trójkątną kłódką na palcu u nogi i sierpem przy szyi. Znalezisko bardzo szybko okrzyknięto w mediach grobem "wampirki", mimo że kierownik badań w Pniu, dr hab. Dariusz Poliński, prof. UMK z Katedry Średniowiecza i Czasów Nowożytnych na Wydziale Nauk Historycznych UMK tłumaczył, że odkrycie nie musi wskazywać, na pochówek "wampira":
Bardziej traktowałbym te zabiegi jako działania zabezpieczające przed zmarłymi, tradycyjnie określane jako tzw. antywampiryczne. Może kobieta była po prostu chora, miała jakiś defekt fizyczny albo umysłowy, współmieszkańcy źle ją traktowali za życia i bali się, że będzie ich straszyła po śmierci.
Zapomniane miejsce
Problemem archeologów jest to, że nie istnieją żadne dane źródłowe na temat nowożytnego cmentarza w Pniu. Brak przekazów pisanych dotyczących nekropolii, a na żadnej ze znanych map tego terenu nie oznaczono miejsc pochówków. Początkowo wydawało się, że to mała, XVII-wieczna nekropolia protestancka. Na pewno to stwierdzenie jest do dziś aktualne, ale ze względu na liczbę pochówków nietypowych, można domniemywać, że jest to cmentarz, i to potwierdzałby brak źródeł, dla osób, które być może już za życia były wykluczane czy wręcz wykluczone, a po śmierci nie chciano o nich pamiętać. Mało tego, obawiano się z ich strony jakiegoś zła, problemów czy przyczyny różnych negatywnych zjawisk. To, że na cmentarzu są groby nieodbiegające specjalnie od ówczesnej normy, nie do końca przeczy tej hipotezie, bo na nekropoliach dla osób wykluczonych chowano też miejscową biedotę, w myśl zasady, że za życia niewiele znaczyła dla społeczności, to i po śmierci też nie ma co się za bardzo nią przejmować.
– Podczas badań archeologicznych w terenie, po eksploracji danego wykopu, na jego ścianach (tzw. profilach) widać niekiedy kontynuację odsłanianych obiektów (grobów), czyli wiadomo, kiedy należy prowadzić dalsze prace. Wiadomo też, w którym kierunku należy planować kolejne wykopy – mówi prof. Poliński. – Tak też było w tym przypadku. Już w zeszłym roku wiedzieliśmy, że trzeba szukać dalej, a niektóre prace świadomie, ze względu na brak czasu, przełożyliśmy na tegoroczny sezon badawczy. Niewiadomą było, ile znajdziemy nowych grobów.
Patrząc przez pryzmat odkryć w latach 2005-2009 i 2022 (około 70 nowożytnych grobów), naukowcy spodziewali się kilkunastu, maksymalnie 20 miejsc pochówku, a odkryli ich ponad 30. Wśród nich pochówek dziecka w wieku ok. 5-7 lat, które do jamy grobowej złożono twarzą do ziemi. Ze szkieletu zostały tylko podudzia i stopy. Resztę kości wyciągnięto i nie wiadomo, co się z nimi stało. Może rozrzucono obok, bo blisko jamy grobu dziecka znajdowały się kości kilkorga nieletnich, a może spalono. – Co takiego zrobiło to dziecko, że w taki sposób postąpiono z jego zwłokami? – zastanawia się prof. Poliński. – Pochowano je w pozycji wyprostowanej, twarzą do ziemi, umieszczając kłódkę przy stopach, a potem naruszono grób, wykopano i wyciągnięto część szkieletu poza podudziami i stopami. Pozostałe w grobie kości nie wskazują na żadne cięcia czy ingerencje. Prawdopodobnie grób został rozkopany, gdy ciało było na takim etapie rozkładu, że bez problemu i konieczności uszkadzania kości można było oddzielić podudzia i stopy od reszty kośćca.
Poza grobem dziecka jeden z pochówków zlokalizowany był w takim miejscu, że należy się zastanowić, dlaczego zadano sobie dodatkowy trud przed pochowaniem. Podłoże cmentarza jest piaszczyste, jednak w jego skrajnej, północnej części występuje zbita i twarda struktura, zawierające też dużą ilość kamieni, niekiedy dość sporych. W tym miejscu wykopano jamę i złożono w niej ciężarną kobietę w wieku 20-30 lat. Okazało się, że była w 20-25. tygodniu ciąży – zachował się szkielecik dziecka. Rodzi się pytanie, dlaczego pochowano ją w takim miejscu i czy duża liczba kamieni w zasypisku jamy tego grobu jest intencjonalna. – To jedyny taki pochówek w Pniu – zapewnia prof. Poliński. – Ciekawe jest to, że później ktoś w tym samym miejscu kopał kolejną jamę, w taki sposób, że częściowo uszkodził grób kobiety, tak że brakowało jej prawego ramienia. Lekko je ścięto. Jeszcze dziwniejsze jest to, że w tej drugiej jamie, która miała idealny kształt jamy grobowej, nie było żadnych kości. Być może chciano tam kogoś złożyć, ale w ostatniej chwili przypomniano sobie o wcześniejszym pochówku i zrezygnowano, albo później kogoś z tego grobu wykopano. To wszystko jest jeszcze w sferze analiz.
Do tej pory w Polsce największy zespół grobów z sierpami odkryto w Drawsku. Uznano je za miejsca pochówku osób, które zmarły na zarazę, zdaniem badaczy być może jako pierwsze. W odróżnieniu od odkrycia w Pniu nie znaleziono tam jednak żadnej kłódki, a na kujawsko-pomorskiej nekropolii aż cztery (trzy w latach 2022-2023). – Jeśli chodzi o nowożytne cmentarze nieżydowskie, znane z ziem polskich, na palcach jednej ręki można policzyć nekropolie z grobami z kłódkami, a większość z nich zlokalizowana jest w Pniu – twierdzi prof. Poliński.
Brakujące odpowiedzi
Na szereg pytań być może pomogą odpowiedzieć wyniki aktualnie prowadzonych badań specjalistycznych. – Sporo oczekujemy po badaniach izotopów stabilnych – mówi prof. Poliński. – W tym roku była u nas Paige Lynch, badaczka z Uniwersytetu w Nowym Meksyku, która wzięła próbki z każdego szkieletu osoby powyżej 12. roku życia. Wyniki mogą powiedzieć nam więcej m.in. o kondycji biologicznej, diecie mieszkańców Pnia i być może, bo próba będzie dość spora – 50 osób – czy była to ludność miejscowa czy napływowa. Jest jednak ograniczenie, bo tę "obcość" można stwierdzić maksymalnie do jednego, dwóch pokoleń.
Naukowiec wyjaśnia, że ludność niemiecka, która pojawiła się na tych terenach w czasach krzyżackich i mieszkała do XVII w., będzie traktowana jako miejscowa. Wiadomo z przekazów pisanych, że okolicę na pewno zamieszkiwała mieszanka etniczna. Poza Polakami mieszkali tam Niemcy i ludność z Niderlandów zwana Olędrami (mennonici). Antropolożka, która pracowała w tym roku w Pniu, mgr Urszula Okularczyk, na podstawie oglądu makroskopowego stwierdziła, że odnalezione kości nie są w zbyt dobrym stanie, występują zmiany chorobowe, a także cechy wskazujące, że ta ludność ciężko pracowała. Mogła to być więc w zdecydowanej większości społeczności, która nie znajdowała się wysoko w ówczesnej hierarchii społecznej.
Po badaniach medycznych tzw. wampirki okazało się, że posądzana być może o wampiryzm, czary, była najprawdopodobniej bardzo chora – mówi prof. Poliński. – Ta choroba mogła powodować, że bano się jej za życia i po śmierci. Należy też zwrócić uwagę na relatywnie dużą liczbę grobów dzieci (50 proc. osobników w grobach badanych w 2023 roku). Oczywiście trzeba pamiętać o ogromnym kryzysie w XVII w. spowodowanym wojnami szwedzkimi, walkami religijno-etnicznymi oraz o tym, że na przełomie XVI i XVII w. mieliśmy do czynienia z tzw. małą epoką lodowcową, czyli znacznym ochłodzeniem klimatu. Wszystko to powodowało, że był to bardzo trudny czas i wskutek tych ekstremalnych warunków szerzyły się różne choroby i postępowało ogólne wyniszczenie organizmu.
Naukowiec przyznaje, że próbował znaleźć informacje dotyczące epidemii na tych terenach, ponieważ w przypadku podobnych cmentarzy często zakłada się, że – w obawie przed rozprzestrzenianiem się zarazy – z różnego rodzaju zabezpieczeniami chowano pierwsze osoby, które zmarły na nieznaną chorobę. Dodatkową trudnością jest fakt, że nowożytne groby z Pnia datowane są dość ogólnie w ramach XVII stulecia.
Rozwiązanie w genach
Ze szkieletu tzw. wampirki pobrano próbkę do badań DNA. Wydawać by się mogło, że to w miarę "świeży" pochówek i wygenerowanie kodu genetycznego nie będzie stanowiło problemu. Było inaczej i dopiero po żmudnych pracach udało się posklejać łańcuch DNA i uzyskać haplogrupę (pozwala na śledzenie migracji populacji). Badania genetyczne mogą odpowiedzieć na szereg pytań. Jeśli uda się wygenerować DNA komórkowe, można poznać odcień skóry, kolor włosów, barwę oczu, ewentualnie informacje o chorobach genetycznych. Z DNA mitochondrialnym jest trudniej. Można ustalić pokrewieństwo między badanymi osobami, płeć i ewentualnie haplogrupę. Archeolodzy czekają na oficjalny raport z analizy materiału genetycznego laboratorium w Uppsali.
Być może za jakiś czas będzie nas stać na to, by przekazać do badań genetycznych kolejne kilka lub kilkanaście próbek – mówi prof. Poliński. – Ustaliliśmy zasady współpracy z The Reich Laboratory at Harvard Medical School, jednym z najlepszych laboratoriów tego typu na świecie. Na razie kluczowe są dla nas badania izotopowe, których wyniki powinniśmy poznać pod koniec roku lub na przełomie 2023 i 2024 r.
Naukowcy odkryli w Pniu około 100 nowożytnych grobów, ale trudno powiedzieć, czy to już wszystkie. – Tym razem już nam żaden nowy grób "nie wchodził" w profil – wyjaśnia toruński archeolog. – Planujemy jeszcze sprawdzenie powierzchni na wschód i północny wschód od odnalezionych grobów. Na razie chciałbym zweryfikować ten obszar metodami nieinwazyjnymi. Metody obecnie stosowane, głównie magnetyczna oraz georadar, w sprzyjających warunkach pozwalają określić nawet zasięgi jam grobowych, dlatego będę się starał, żeby kontynuować badania.
Naukowcy w ubiegłym roku w niewielkim zakresie testowali już w Pniu przydatność metody magnetycznej. Sprawdzali teren na południe od znanego im cmentarza, ale okazało się, że gleba ma tam żelazistą strukturę powodującą zakłócenia. Po sprawdzeniu anomalii okazało się, że występują tam składniki naturalne. Na wschód i północny wschód od obecnego terenu badań dominuje piasek, więc nie powinno być przeszkód.
Do tej pory w Pniu przebadano działkę o powierzchni około 10 arów, ale kolejne analizy to niejedyny cel toruńskich naukowców na najbliższe miesiące. – Na razie na temat cmentarza ukazywały się artykuły popularnonaukowe lub informacyjne – mówi prof. Poliński. – Czekamy na wyniki badań datowania radiowęglowego C14 i DNA. Opracowujemy wyniki tegorocznych prac badawczych i próbujemy zgromadzić pieniądze na dodatkowe badania specjalistyczne. Niebawem ukończymy przygotowanie materiałów do publikacji naukowej badań prowadzonych w 2022 r., w tym wszechstronną analizę grobu tzw. wampirki. Zamierzamy opublikować je w wysoko punktowanym periodyku, najprawdopodobniej w USA.
Na ratunek
Archeolodzy wspominają, że kiedy kończyli prace w Pniu w 2009 r., teren dawnej nekropoli był nieużytkiem. Natomiast w zeszłym roku uprawy właściwie wkroczyły na wcześniej badaną działkę. Władze gminy Dąbrowa Chełmińska chciałyby wyłączyć teren cmentarzyska spod upraw, ale Kujawsko-Pomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków uznał, że musi znać przynajmniej przybliżony zasięg stanowiska, które miałby chronić, a ostateczny zasięg miejsc pochówku nie został jeszcze określony. Urzędnicy planują stworzyć w Pniu coś w rodzaju atrakcji turystycznej. Do rozwiązania pozostaje też kwestia tego, co zrobić ze szkieletami. Na razie są badane, ale w późniejszym czasie być może uda się je ponownie pochować, ale jest to złożony problem. Według prawa szczątki można składać jedynie na cmentarzach.
- Badania miały od początku charakter głównie ratowniczy – tłumaczy prof. Poliński. – Te szkielety, kości były wyorywane z ziemi. Ludzie je wyciągali, bo np. zabierali z tego miejsca żwir do budowy. W tym roku odsłoniliśmy jamę nowożytną, a właściwie chyba współczesną, w której znajdowały się kości co najmniej kilku osób. Prawdopodobnie podczas wybierania żwiru naruszono pochówki, wydobyte kości wrzucono do wykopanej jamy, a następnie zasypano. Zauważyliśmy, że używanie ciężkiego sprzętu rolniczego powoduje niszczenie szkieletów w najwyżej położonych grobach (m.in. częściowo zmiażdżone i popękane czaszki). Tak więc dalsza eksploatacja rolnicza tego terenu spowoduje niszczenie pochówków, których nie udało się jeszcze wyeksplorować.
W 2023 roku na cmentarzysku w Pniu prace prowadził zespół badawczy Instytutu Archeologii UMK, wspierany przez Toruńskie Stowarzyszenie Edukacyjne "Ewolucja". Zespół tworzyli: dr hab. Dariusz Poliński, prof. UMK (kierownik badań) oraz dr Łukasz Czyżewski, mgr Urszula Okularczyk i mgr Wojciech Miłek.